Blog turystyczny prezentujący sprawdzone pomysły na tanie zwiedzanie Europy.

czwartek, 31 maja 2018

Rzecz o przypałach - co robić, gdy coś podczas podróży idzie nie tak?

Gdy całkiem niedawno spacerowałam po parku Jezior Plitvickich (przemarznięta, w śniegu po kolana, pomimo, że był to koniec marca...), niespodziewanie zadzwonił telefon od mojej koleżanki. Otóż koleżanka dzwoniła z pytaniem, co ma zrobić, bo właśnie uciekł jej samolot. I byłam pierwszą osobą, o której pomyślała. W końcu tyle miałam już w podróży dziwnych akcji, że na pewno będę wiedziała co zrobić.

Kilka dni temu z kolei zadzwonił do mnie kolega z pracy, z urlopu. Linie lotnicze zgubiły mu bagaż i pomyślał, że na pewno doradzę mu szybciej, niż jakikolwiek konsultant.

Uznałam, że czas się nad sobą zastanowić. Czemu niby ludziom się kojarzę głównie z przypałami? Odpowiedź przyszła szybko. Faktycznie tych nietypowych sytuacji trochę się już w moim życiu wydarzyło. A poza tym to właśnie z takich przygód powstają zabawniejsze opowieści. Dlatego też podzielę się z Wami tym, co już wiem - może komuś ta wiedza się kiedyś przyda.

1. Wybita szyba w wypożyczonym chorwackim samochodzie... W Sarajewie.

To jest mój absolutny numer 1 wśród stresujących sytuacji wyjazdowych. Być może dlatego, że sytuacja jest najświeższa, bo z ostatniego wyjazdu. W każdym razie nie polecam zostawiania samochodu (szczególnie na chorwackich blachach) w centrum Sarajewa (nawet na płatnym parkingu, nawet na godzinę, nawet o 18). Oczywiście to spore uogólnienie, bo taka niespodzianka może nas zaskoczyć wszędzie, ale mimo wszystko trauma nie pozwala mi Was nie ostrzec.

A co zrobić gdy mimo wszystko podobne niefortunne wydarzenie Wam się przytrafi? Jeśli macie wykupione rozszerzone ubezpieczenie, a poza tym zgłosiliście wcześniej w wypożyczalni, że będziecie samochodem opuszczać granice państwa - możecie odetchnąć spokojnie. Stracicie co najwyżej trochę czasu na posterunku, zgłaszając sprawę policji. Pamiętajcie, że ubezpieczyciel będzie potrzebował specjalnego zaświadczenia od funkcjonariuszy, żeby pokryć koszty naprawy. Zaświadczenie to może się też przydać na granicy - kontrole na granicach w tym regionie są nadal dość szczegółowe.

Gorzej, jeśli rozszerzonego ubezpieczenia, wykupionego w danej wypożyczalni nie macie i nie doczytaliście w umowie najmu samochodu, że fakt wyjazdu do innego kraju trzeba wcześniej zgłosić. W naszym przypadku wiązało się to z jakąś szaloną opłatą 5 euro - więc gdyby tylko człowiek doczytał...

Ale że nie doczytał, to była duża spina i nieprzespana noc. Bo nie wiadomo, jak na granicy zareagują na brak tylnej szyby, skoro czepiali się przy wjeździe do Bośni o zarysowania samochodu. Bo nie wiadomo, czy lepiej iść na policję w Sarajewie, by zgłosić sprawę, pokryć koszty kary nałożonej przez wypożyczalnię i spokojnie przejechać granicę. Nie wiadomo wreszcie, jak szkodę wycenią przy oddawaniu samochodu i czy ubezpieczyciel (mieliśmy dodatkowe ubezpieczenie, ale nie to, które sugerowała wypożyczalnia) te koszty pokryje.

Ostatecznie zdecydowaliśmy się jechać z Sarajewa do Zagrzebia z ręcznikiem udającym szybę, a granicę przejechaliśmy ze wszystkimi szybami opuszczonymi (och, jak było gorąco... pomimo temperatury na poziomie 0 stopni) i nikt o nic nie pytał. Samochód udało się oddać bez większych problemów już w Chorwacji, a ubezpieczyciel ostatecznie zwrócił nam koszty pobrane wcześniej z kaucji przez wypożyczalnię - 250 euro. Także wszystko skończyło się dobrze, ale mieliśmy po prostu masę szczęścia. Nie róbcie tego w domu.

2. Spóźnienie na samolot, choć na lotnisku byłam wyjątkowo przed czasem

Nie jestem z tego dumna, ale często zdarza mi się spóźniać lub wpadać na ostatnią chwilę, również w takie kluczowe miejsca jak dworce i lotniska. Tym razem jednak było inaczej. Wszystko poszło zgodnie z planem, a ja półtorej godziny przed odlotem grzecznie czekałam już na lotnisku. Przeszłam wszystkie kontrole, kupiłam sobie kawkę i dumnie się usadowiłam nieopodal bramek.


Godzina odlotu zbliżała się nieubłaganie, a ja nigdzie nie widziałam nazwy miasta, do którego miałam lecieć - Katowic. Pojawiły się za to inne znajomo brzmiące – Kraków, Gdańsk, Warszawa… Dwadzieścia minut przed planowanym odlotem postanowiłam dopytać obsługi lotniska, czemu nie informują, że lot będzie opóźniony.

Okazało się, że nie będzie. Mój samolot właśnie kołuje, startując z innego terminala. Sytuacja miała miejsce kilka lat temu, ale nadal nie mogę się nadziwić jak bezbłędnie zadziałał system kontroli na lotnisku i zastanawiam się, czy gdybym wsiadła do innego samolotu, to ktoś by w ogóle zauważył?

Wtedy jednak już było za późno na takie kombinacje, dostałam ostatecznie od lotniska nowy bilet na "za dwa dni". Nie było to zbyt dużym problemem, bo i tak mieszkałam wtedy we Francji. 

Okazuje się jednak, że jeśli się spóźnisz na samolot to nawet tanie linie są w stanie przebukować Twój bilet na najbliższy lot do wybranej destynacji, na którym będą wolne miejsca. Zwykle wiąże się to z długimi godzinami spędzonymi na lotnisku, żeby sprawdzić, czy na pewno po odprawie to miejsce dla nas się znajdzie i opłatą manipulacyjną - ok. 100 euro. Warto jednak pamiętać, że nie ma konieczności kupowania w tej sytuacji nowego biletu - którego cena może być już znacznie wyższa.

3. Uszkodzony / zagubiony bagaż podczas lotu.

Ląduję sobie radośnie na jednym z europejskich lotnisk, a tu się okazuje, że moja nowiutka walizka, oddana z pełnym zaufaniem do luku bagażowego, wyjeżdża na taśmie z pokaźnym pęknięciem. Oczywiście automatycznie chciałam jak najszybciej wyjść ze strefy odbioru bagażu, żeby gdzieś spokojnie usiąść i wygooglować co w takiej sytuacji mam zrobić. Nie róbcie tego. Szybko się przekonałam, że był to błąd.

Jeśli zauważycie jakiekolwiek uszkodzenie mechaniczne bagażu po jego odebraniu, idźcie od razu do obsługi lotniska, żeby to zgłosić. Niby można takie uszkodzenie zgłosić też później, ale trzeba udowodnić, że sytuacja na pewno miała miejsce podczas lotu - a to może być kłopotliwe.

Warto sprawdzić od razu na stronie przewoźnika, jak wyglądają jego procedury w takim wypadku. Zwykle takich informacji udzieli też pracownik lotniska. W mojej sytuacji, posiadając już spisany na lotnisku protokół, wraz z jego numerem referencyjnym, wysłałam maila na dedykowany adres przewoźnika, opisując szkodę i załączając:
- zdjęcie karty pokładowej,
- zdjęcie wywieszki bagażowej,
- zdjęcie szkody,
- zdjęcie protokołu spisanego na lotnisku.

Ważne, żeby to zrobić w ciągu 7 dniu od daty lotu

Po kilku dniach otrzymałam mail od przewoźnika z linkiem do firmy, która zajmuje się naprawami bagażu, oczywiście w tej sytuacji nieodpłatnie. Firma uznała, że walizka nie nadaje się do naprawy i otrzymałam nowiutki, najbardziej zbliżony do mojej model kurierem - wszystko to na koszt przewoźnika. Co istotne, taka usługa przysługuje nam również bez wykupionego dodatkowego ubezpieczenia - ja takiego nie miałam. :)

W przypadku zagubienia bagażu, procedura wygląda podobnie - trzeba jak najszybciej zgłosić się do obsługi lotniska w strefie odbioru bagażu, spisać odpowiedni protokół, wysłać maila do przewoźnika z odpowiednimi dokumentami. Warto wiedzieć, że linie lotnicze zwracają w tym przypadku zwykle do 100 USD za wydatki, które musimy ponieść w związku z zagubionym bagażem (np. kupując niezbędne kosmetyki czy ubrania). Należy je zgłosić do 21 dni od daty lotu.

Czy przypały psują podróż?

Pewnie trochę tak, jeśli się nimi bardzo stresujemy. Lepiej zmienić podejście i zamiast denerwować się na rzeczy, na które nie mamy już wpływu - szukać szybko rozwiązań. To, że będziemy rozpamiętywać daną sytuację i żałować każdej dodatkowo wydanej złotówki nic nie zmieni. Zamiast tego wyciągnijmy wnioski na przyszłość i lepiej się przygotujmy do kolejnej podróży. A aktualną sytuację obróćmy w żart - serio, każdą można!

Dla mnie z takimi kryzysowymi sytuacjami na wyjazdach jest trochę jak z tęczą. Wszyscy (prawie) wkurzamy się, gdy pada deszcz, ale czasem przynosi on nam też coś o wiele ciekawszego niż bezchmurne niebo. :D Wiem, że banalne porównanie, ale bardzo lubię to zdjęcie. I nie znalazłam żadnego lepiej pasującego do tego posta, wybaczcie. ;)



Share:

piątek, 18 maja 2018

Konferencja "Tam gdzie chcę" - czyli motywator jakich mało

Stała praca i brak odpowiednich oszczędności, by ją rzucić ograniczają Cię w podróżowaniu tak często, jakbyś chciał? Masz dosyć pracy każdego dnia w tym samym miejscu, w sztywnych godzinach, z tymi samymi ludźmi? A może po prostu marzy Ci się wolność i możliwość decydowania o tym, gdzie spędzasz większość swojego dnia ze względu na inne zobowiązania (np. opiekę nad dziećmi)? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to zdecydowanie powinieneś wziąć udział w kolejnej edycji konferencji "Tam gdzie chcę", organizowanej przez Tomka Maciejewskiego.

Co to za inicjatywa i jak na nią trafiłam?

Od dawna narzekam na to, że choć całkiem sporo podróżuję i mam w sumie fajne życie, to jednak nie czuję, żebym miała nad nim pełną kontrolę. Chciałabym być bardziej niezależna, chociażby po to, żeby móc zrobić sobie trzydziestkowy prezent i wyjechać z Polski na kilka miesięcy. Poznać świat, poznać ludzi. Uciec od polskiej zimy, która trwa pół roku i nawet teraz przyprawia mnie o dreszcze. A później wrócić (albo nie) i dalej budować życie na własnych warunkach. No tylko jak to zrobić, skoro korpo takie wygodne i daje tak potrzebne do życia pieniążki (straszne słowo, wiem)?

Dywagując o tym z kolegą jakiś czas temu, trafiliśmy na reklamę konferencji "Tam gdzie chcę" (o dzięki Wam, algorytmy fejsbuka!). Plan wydarzenia wydawał się całkiem ciekawy - zbiór prelekcji twórców internetowych, przedsiębiorców i podróżników, których łączy jedno - udało im się stworzyć styl życia, dzięki któremu pracują skąd chcą. Już wiedziałam, że muszę tam być.

Jak wyglądała konferencja?

Choć nie nastawiałam się, że dostanę na tacy gotowe rozwiązania, spodziewałam się, że wrócę z głową pełną pomysłów i ogromną motywacją do zmiany, której tak bardzo potrzebuję. I nie zawiodłam się.

Strzałem w dziesiątkę były trzy nieformalne spotkania w gronie uczestników i prelegentów - piątkowy wieczór w jednej z łódzkich knajpek, sobotnie afterparty i niedzielne późne śniadanie. To własnie interakcje z innymi, podobnie myślącymi osobami, robiącymi w życiu rewelacyjne rzeczy, uważam za największą wartość tego wydarzenia.

Jeśli musiałabym wybrać najlepszego prelegenta, to miałabym ogromny problem. W trójce też się trudno zmieścić. Każdy był zupełnie inny, każdy wniósł wiele i dał do myślenia.

Rafał Cupiał okazał się doskonałym mówcą. To jedna z tych osób, których po prostu nie można nie słuchać. Przekazał też kilka konkretnych rad o kluczowych elementach storytellingu, które łatwo można wykorzystać w biznesie. Ola Gościniak zdradziła nam tajniki tworzenia kursów online. Pochwaliła się też kilkoma wpadkami, udowadniając, że uniknąć ich się nie da, ale można z nimi żyć. Tomek Maciejewski zaproponował gotowy plan na to, by uniezależnić się od lokalizacji w trzy miesiące. Słuchając go nie dało się nie uwierzyć, że (przy systematyczności i cieżkiej pracy) można! Zuza Ledworowska opowiadała o tym, jak tworzyć internetowe treści, by ludzie je czytali. A robiła to z takim humorem i energią, że można by jej słuchać godzinami. Z kolei Oskar Grochowalski tłumaczył, jak można przekonać pracodawcę, by dał nam możliwość pracy zdalnej, a Joanna Szreder opowiedziała o tym, jak wygląda życie zdalnego nauczyciela i jak zdobyła pierwszych uczniów.

Zuza Ledworowska, Rafał Cupiał i Oskar Grochowalski, Konferencja Tam Gdzie Chcę 2018
To tylko kilku z całej listy prelegentów, którzy sprawili, że sobota 12 maja była jednym z bardziej inspirujących dni w moich ostatnich tygodniach. Dla wszystkich ogromne dzięki!

Co mi dała konferencja?

Przede wszystkim była doskonałą okazją do spotkania ludzi myślących podobnie. Marzących o wolności, podróżach, poszukiwaniu w życiu czegoś więcej niż bezpieczny etat i przewidywalność każdego dnia. Uświadomiła mi, że nie tylko w trakcie Camino spotkać można osoby, z którymi po dniu czy dwóch znajomości ma się ochotę rozmawiać na tematy tak bardzo niewygodne i osobiste, że zwykle przemilczane. Którzy mają poczucie humoru tak podobne do mojego, że czasem karuzeli śmiechu nie było końca. I że to, co większość społeczeństwa uważa za dziwne i niezrozumiałe, wcale takim być nie musi.

Dała mi też odwagę do przełamania lęku przed porażką i obciachem, a także przekonanie, że jak się chce (i ciężko na to pracuje), to można. Dziś ten post po raz pierwszy wrzucę pod własnym nazwiskiem. Na zamkniętą grupę, ale jednak. :) Nie bez obaw, że jednak jest słaby, że ludziom się nie spodoba. Nikt nie skomentuje, nikt nie da lajka. Trudno. Dopiero się uczę tutaj pisać, od czegoś trzeba zacząć. Niesamowicie fajnie było wysłuchać tych wszystkich historii ludzi, którym się udało, mimo tego, że na początku też mieli obawy, wpadki, czasem wręcz porażki.

Tomek, który kasował pierwszy post o konferencji, bo nikt na niego nie zareagował. A ostatecznie przyjechało na nią 150 osób i nikt nie chciał wracać! Ola Gościniak, która panicznie bała się kamery, a teraz tworzy świetne kursy online i organizuje webinary! Każdy z prelegentów wniósł coś inspirującego i przypomniał, że nie od razu Kraków zbudowano. Ale nie zbuduje się go bez konsekwencji, systematyczności i ciężkiej pracy, a przecież wena to ściema (dzięki Zuza!).

Także kończę z narzekaniem na moje korpo życie. Włączam turbo doładowanie, biorę się za pisanie tutaj regularnie i rozwijanie pewnego innego pomysłu na zarabianie zdalne, który się na konferencji zrodził. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mogła powiedzieć, że też jestem cyfrowym nomadem (nomadą?). A Tomek odejmie kolejnego ze swojej zaplanowanej puli 1918 zdalnie pracujących Polaków. :)

Share:

O mnie

Moje zdjęcie
Pasjonatka podróży i języków obcych. Na co dzień sporo pracuję (w korporacji i w ngo), studiuję też podyplomowo, ale postanowiłam jeszcze znaleźć czas na pisanie bloga, który powstał dawno temu, ale świeci pustkami. Czas to zmienić! Moje ulubione europejskie kierunki: Puglia (południe Włoch) i północ Sycylii. Odwiedzane w ostatnich latach europejskie państwa: Francja (gdzie przez ponad 1,5 roku mieszkałam), Włochy, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Litwa, Czechy, Wielka Brytania, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra i Grecja. Najbliższy plan podróży: zachodnie wybrzeże Francji (czerwiec 2018)

Paryż - trochę inne spojrzenie

Choć o Paryżu napisałam już sporo, to jednak mam wrażenie, że po ostatnich dwóch miesiącach (pomieszkuję tu służbowo), mam trochę inne pode...

Najchętniej czytane