Spędziłam w Paryżu kolejne trzy tygodnie. Wyjechałam z Polski raptem kilka dni po zamachach na Charlie Hebdo, nie bez obaw. Był to dla mnie duży szok, choć dopiero co zdążyłam się z tym miastem polubić. Zastanawiałam się, czy wracać, ale w końcu uznałam, że nie można dać się zwariować.
Wrażenia? Paryżanie nie poddają się terrorowi i starają się żyć normalnie. Choć pogrążeni w żałobie, to zjednoczeni jak chyba nigdy wcześniej.
Jednak zmianę czuć w powietrzu - żołnierze z psami i w pełnym uzbrojeniu na stacjach metra i w okolicach największych atrakcji (wcześniej widywałam takich panów tylko pod Wieżą Eiffel'a), dokładne kontrole przed wejściem do budynku, w którym pracuję, a główny temat rozmów Francuzów dotyczy oczywiście ostatnich wydarzeń. Mimo to, wszystko zaczyna toczyć się swoim starym rytmem.
Tylko Place de la République, miejsce historycznych zgromadzeń Paryżan, taki trochę inny.
Wrażenia? Paryżanie nie poddają się terrorowi i starają się żyć normalnie. Choć pogrążeni w żałobie, to zjednoczeni jak chyba nigdy wcześniej.
Jednak zmianę czuć w powietrzu - żołnierze z psami i w pełnym uzbrojeniu na stacjach metra i w okolicach największych atrakcji (wcześniej widywałam takich panów tylko pod Wieżą Eiffel'a), dokładne kontrole przed wejściem do budynku, w którym pracuję, a główny temat rozmów Francuzów dotyczy oczywiście ostatnich wydarzeń. Mimo to, wszystko zaczyna toczyć się swoim starym rytmem.
Tylko Place de la République, miejsce historycznych zgromadzeń Paryżan, taki trochę inny.
Nowy numer Charlie Hebdo rozszedł się w oszołamiającym nakładzie. A i tak trzeba było się naszukać, żeby kupić swój numer. W dniu wydania, przed 9 rano, udało mi się go dostać dopiero w czwartym kiosku.