Blog turystyczny prezentujący sprawdzone pomysły na tanie zwiedzanie Europy.

czwartek, 29 października 2015

Madryt - późne lato w środku jesieni

Wczoraj wróciłam i już tęsknię za tym hiszpańskim słońcem, za knajpkami pełnymi ludzi o każdej porze dnia i nocy, ciepłym powietrzem i pysznym jedzeniem. Dzięki temu, że mieszkałyśmy u Hiszpanki pochodzącej z Madrytu właśnie, udało nam się spojrzeć na to miasto w zupełnie inny sposób. Poznałyśmy dużo otwartych, ciekawych ludzi. Nieprawdą jest jednak, że mieszkańcy hiszpańskiej stolicy są zamknięci i aroganccy - a może po prostu miałyśmy szczęście trafić na fajnych ludzi? W każdym razie wróciłam z poczuciem, że na pewno nie byłam tam po raz ostatni.

Znów okazało się, że miejsce, które znamy ze zdjęć i opowieści ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Madryt, który wydawał mi się zawsze dostojny, smutny i zamknięty na "obcych" poznałam jako miasto tętniące życiem, pełne radosnych, uśmiechniętych ludzi. Miasto, w którym można porozmawiać z nieznajomym o tym, jakiego ma uroczego psa albo pożartować o pogodzie, bez obawy, że zostaniemy uznani za szaleńców. W którym naturalnym jest uśmiechanie się do siebie nawzajem na ulicy, w metrze, w sklepie. Chociaż oczywiście nie zawsze. Zdarzyło nam się też kilka (słownie: dwie) niezbyt sympatyczne sytuacje, ale o tym kiedy indziej.

Nie da się niestety ukryć, że mieszkańcy Madrytu nie przepadają za nauką języków obcych i rzadko się zdarza, żeby którymś władali, do czego otwarcie się przyznają. Nawet jeśli zrozumieją nasz angielski, to i tak w 90% przypadków odpowiedzą po hiszpańsku. Ale wystarczy, że spróbujemy zagadac w ich języku, nawet bardzo go kalecząc, a będą wniebowzięci. :)

Co podobało mi się najbardziej? Zdecydowanie pogoda i atmosfera. 16 stopni wieczorową porą pod koniec października - dla mnie bajka. Ulice zalane morzem ludzi, również starszych, bary i puby zawsze pełne to coś, czego u nas trochę mi brakuje.

To tyle z pierwszych wrażeń, pisanych na gorąco. Poniżej kilka zdjęć, na pewno jeszcze będzie ich więcej:)
Stąd startują wszystkie madryckie drogi :)
 
 
 
 

Share:

środa, 21 października 2015

Madryt - jadę.

No dobrze, jadę. Pierwszy raz tak bardzo nieprzygotowana. Jest po 23, jutro o 10:30 mam być na dworcu. Nie wspominałam jeszcze, jadę przez Berlin. Może nie jest to najwygodniejsza opcja, ale przy okazji odwiedzę przyjaciół, a z jedną z moich berlińskich przyjaciółek właśnie lecę. Do jej znajomych, więc lepiej jednak, jak wylądujemy razem. Poza tym, wbrew logice, z Warszawy wcale nie było taniej, też dojechać bym musiała, a ponadto wylot wieczorem, powrót rano. Szybki bilans: 2 dni z głowy, bez sensu! Plan jest prosty, jutro z Łodzi do Berlina PolskimBusem, będę tam ok. 16:30. Jakieś piwko po pracy (na szczęście nie mojej), kolacja i wcześnie spać, bo wylatujemy o przed 10. Dobrze, że chociaż tyle wiem i że nie zapomniałam nas dzisiaj odprawić i wydrukować kart pokładowych. Byłby klops.

Wiem jeszcze jak dojedziemy rano na lotnisko w Berlinie. Poza tym - zupełnie nic. Ani jak dojechać z lotniska w Madrycie do centrum miasta, ani co chcę dokładnie zobaczyć, ani gdzie śpimy. Wiem przynajmniej u kogo. Mniej więcej. Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Nie mogę powiedzieć zgodnie z planem, bo on nie istnieje. :) Niby człowiek nie jest taki, żeby sobie nie poradził, ale co się przy tym może nastresować...

Dzisiaj w biegu między pracą a kursem na prawo jazdy (to już inna historia, lepiej późno niż wcale) udało mi się jeszcze kupić przewodnik. Dostałam też trochę wytycznych od znajomych Hiszpanów z pracy - i to w wersji pisemnej, przemiło z ich strony. Może swoją lekturą w autobusie uda mi się trochę nadrobić braki, będę w końcu miała 6 godzin. Zobaczymy. Żegnam i zabieram się za pakowanie, bo z tym też oczywiście jestem w proszku. Będę pisać z podróży i robić pewnie dużo zdjęć, zaglądajcie na instagram! :)

 Intagram @europazagrosze

Share:

środa, 28 stycznia 2015

Jak wygląda Paryż po zamachach na Charlie Hebdo?

Spędziłam w Paryżu kolejne trzy tygodnie. Wyjechałam z Polski raptem kilka dni po zamachach na Charlie Hebdo, nie bez obaw. Był to dla mnie duży szok, choć dopiero co zdążyłam się z tym miastem polubić. Zastanawiałam się, czy wracać, ale w końcu uznałam, że nie można dać się zwariować.

Wrażenia? Paryżanie nie poddają się terrorowi i starają się żyć normalnie. Choć pogrążeni w żałobie, to zjednoczeni jak chyba nigdy wcześniej.

Jednak zmianę czuć w powietrzu - żołnierze z psami i w pełnym uzbrojeniu na stacjach metra i  w okolicach największych atrakcji (wcześniej widywałam takich panów tylko pod Wieżą Eiffel'a), dokładne kontrole przed wejściem do budynku, w którym pracuję, a główny temat rozmów Francuzów dotyczy oczywiście ostatnich wydarzeń. Mimo to, wszystko zaczyna toczyć się swoim starym rytmem.

Tylko Place de la République, miejsce historycznych zgromadzeń Paryżan, taki trochę inny.





Nowy numer Charlie Hebdo rozszedł się w oszołamiającym nakładzie. A i tak trzeba było się naszukać, żeby kupić swój numer. W dniu wydania, przed 9 rano, udało mi się go dostać dopiero w czwartym kiosku.


Share:

O mnie

Moje zdjęcie
Pasjonatka podróży i języków obcych. Na co dzień sporo pracuję (w korporacji i w ngo), studiuję też podyplomowo, ale postanowiłam jeszcze znaleźć czas na pisanie bloga, który powstał dawno temu, ale świeci pustkami. Czas to zmienić! Moje ulubione europejskie kierunki: Puglia (południe Włoch) i północ Sycylii. Odwiedzane w ostatnich latach europejskie państwa: Francja (gdzie przez ponad 1,5 roku mieszkałam), Włochy, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Litwa, Czechy, Wielka Brytania, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra i Grecja. Najbliższy plan podróży: zachodnie wybrzeże Francji (czerwiec 2018)

Paryż - trochę inne spojrzenie

Choć o Paryżu napisałam już sporo, to jednak mam wrażenie, że po ostatnich dwóch miesiącach (pomieszkuję tu służbowo), mam trochę inne pode...

Najchętniej czytane